Wisła Kraków dziś po raz kolejny stanie do walki o grę w Lidze Mistrzów. Szóste w ciągu dziesięciu lat podejście – tym razem z holenderską podpórką w postaci trenera i dyrektora sportowego – musi okazać się sukcesem. W inny scenariusz nie wierzą kibice Wisły. Rywalem krakowian będzie cypryjski APOEL Nikozja.

Niestety ja nie wiem na czym budowany jest optymizm kibiców z Krakowa. Na tym, że poprzednie pięć podejść zakończyło się fiaskiem? Na tym, że Cypryjczycy z Żewłakowem i Kosowskim w składzie strzelali bramki londyńskiej Chelsea, mniej więcej wtedy, kiedy Wisła odpadała z europejskich pucharów z zespołami pokroju Levadii Tallin? Nie. Kibice Wisły stanowczo temu zaprzeczają i twierdzą, że tylko jeden piłkarz im wystarczy do tego, by dosięgnąć bram Champions League – MAOR Melikson. Wspaniały piłkarz, który na boisku widzi 200% razy więcej niż przeciętny polski kopacz.Takich zresztą w Wiśle nie ma, bo zastąpiono ich piłkarzami zagranicznymi.

Izraelczyk jeszcze kilka dni temu był wpychany do polskiej reprezentacji. Dziennikarze jak źli pytali Smudę „No kiedy Pan wreszcie powoła Maoraa?!” Smuda nie robił w tym kierunku nic, krok rozwiązujący dylematy kibiców i dziennikarzy zrobił sam zainteresowany rozgrywając w barwach Izraela mecz i strzelając dwie bramki.
Wszyscy naokoło jako koronny argument świadczący o wyższości Wisły podają Maora Meliksona. Cała gra Mistrzów Kraju oparta jest na jednym graczu? Wierzyć się nie chce. A jednak. Argument siły można wiślakom łatwo wytrącić z rąk. Widać to było w ostatnim meczu ligowym z Zagłębiem Lubin, który Magiczny Izraelczyk spędził na ławce. Gra się Wiśle nie kleiła ani trochę, mało brakowało, a mistrz stracił by punkty w meczu ze słabeuszem Ekstraklasy.

Życzę Wiślakom powodzenia, a Maorowi Meliksonowi zdrowia. Bez niego bramy raju, czyli piłkarskiej ligi mistrzów pozostaną dla Wisły zamknięte.