Wielokrotnie pisałem na swoim blogu o tak zwanych tematach zastępczych. Nie zawsze dotyczyły one piłki nożnej, czy innych dyscyplin sportowych, ale zawsze charakteryzowały się tym, że były niebanalne. Jak na przykład zastanawianie się czy Janusz Palikot psuje polską scenę polityczną, podczas gdy rzeczywistym problemem Polski jest niesprawny system emerytalny i kulejąca służba zdrowia. No ale ten naród już tak ma, PZPN i Ekstraklasa S.A. nie będą więc gorsze.
Jan Tomaszewski. Niektórzy mówią o nim, że to wariat, ale nie o samego szanownego Pana Jana tu chodzi, ale o to, co napisał w swoim ostatnim felietonie. Nie chodzi tez o to, że były bramkarz reprezentacji Polski ma gotowy przepis na pozbycie się korupcji raz na zawsze (czasem sam odnoszę wrażenie, że gdyby J.T. był prezesem PZPN „nie byłoby korupcji, nie było by niczego”). jest kwestią dyskusyjną, czy zaproponowane przez Tomaszewskiego rozwiązania są skuteczne i zgodne z etyką – to akurat zostawiam do oceny czytelnikom. Uderzyło mnie coś innego.
13 maja 2006r na stadionie przy ul. Kałuży w Krakowie zasiadło 3.500 tysiąca ludzi, kibiców, fanów futbolu. Mecz był, jak się okazało w trakcie śledztwa, ustawiony. Nie ma żadnych(!) przesłanek ku temu, by tę sprawę zamiatać pod dywan. ŻADNYCH. Wszyscy w Polsce powinni dowiedzieć się kto w tym fatalnym spotkaniu brał udział. Nie jest to żadna wiedza tajemna, piłkarze, którym udowodniono winę powinni zostać napiętnowani, zarówno ze strony kibiców, jak i ze strony związku. Ale związek ma ciekawsze rzeczy do roboty. Na przykład zmiana logo PZPN, bo poprzednie już stare i niemodne.
Kibice, z całym szacunkiem, też nie lepsi. Dyskutują nad przyszłością reprezentacyjną Łukasza Piszczka, a tutaj sprzedających było więcej! I nikt sobie głowy nie zawraca tym spotkaniem, nikogo nie obchodzi to,że ponad trzy tysiące ludzi (plus sędzia) zostało zrobionych w bambuko. Nikt nie myśli o tym, żeby zwrócić im pieniądze. Honorowo – „Przepraszamy, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, ze uczestniczycie państwo w przedstawieniu”. Pewnie gdyby wiedzieli, że to wszystko „gra” (dosłownie)poszliby do teatru, a tych w Krakowie pod dostatkiem. Prezes Cracovii zastanawia się co zrobić z tym meczem. A gdzie był 13 maja 2006 roku? Do dziś nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego piłkarze tego dnia bezczelnie sprzedali spotkanie?
Hubert Siejewicz, sędzia tamtego spotkania stwierdził, że „nie pamięta, by piłkarze grali KIEDYKOLWIEK z tak małym zaangażowaniem”. I za te słowa zostanie ukarany przez PZPN. Związek mówi jasno: „Siejewicz, stul dziób! To nasz interes, a Ty rób swoje i nie udzielaj się w mediach”. Mecz sprzedano, ktoś dostał pieniądze za awans do europejskich pucharów, trzy i pół tysiąca ludzi zrobionych w konia a związek mówi „Cicho cicho…” ewentualnie „Oj tam, oj tam, nic się nie stało”. Takie rzeczy tylko w Polsce.