Przeszło rok temu przeprowadziłem wywiad z dwójką alpinistów z projektu 9 szczytów. Nie mogłem odnaleźć pierwszej części wywiadu, który przeprowadziłem dla nieistniejącego portalu yeppy.pl., na blogu zamieściłem tylko część drugą. Teraz, dzięki uprzejmości Marcina Jóźwiaka, który uczestniczy w projekcie, możecie przeczytać na Nietypowym Blogu Sportowym cały wywiad, którego tematem są… po prostu wyprawy w góry i cała otoczka z nimi związana. Zapewniam też, że chłopaki niebawem pojawią się na antenie Radia WWW w audycji „Kultura Fizyczna”. O terminie poinformuję na blogu i na fanpage’u moich blogów. Zapraszam do lektury!
9 szczytów! (Kliknij „Lubię to!”)
Maciej Paprocki: Skąd pomysł uprawiania alpinizmu? Z nudy?
Marcin (9szczytów.pl): Jest to nasz sposób na życie. Ja pochodzę z gór, konkretnie z Sudetów. Na Wielką Sowę miałem 3 godziny drogi, więc to był mój sposób na wypoczynek. Zresztą pozostał do dziś.
Zaczęliście chodzić po górach tylko dlatego, żeby odpocząć?
Piotr: Właściwie tak.
Kiedy spotkaliście się po raz pierwszy?
Piotr: Rok temu, dokładnie w Walentynki (śmiech). Ten pomysł wyszedł ode mnie. Pracowałem w jednym ze sklepów ze sprzętem sportowym, doradzałem Marcinowi w kwestii zakupu obuwia, później się „zgadaliśmy” na wspólny wyjazd, żeby pochodzić po górach.
Marcin używał sprzętu, który Ty mu sprzedałeś. Nie narzekał, że sprzedałeś sprzęt do kitu?
Piotr: Nie skarżył się na buty, które mu sprzedałem, więc chyba były w porządku (śmiech). Pojechaliśmy do Zakopanego połazić po Tatrach, doszliśmy do Morskiego Oka, zrobiliśmy nawet kilka zdjęć, na których niestety nic nie widać, bo padał bardzo mocno śnieg. Morskie oko było zamarznięte, leżała na nim dość duża pokrywa śniegu, więc nie było sensu iść gdziekolwiek dalej, nie pozwalały na to warunki. Wypiliśmy herbatę w schronisku i szybko wróciliśmy na dół. Po polskich Tatrach padła propozycja, by wyjechać trochę dalej, za granicę. Poznaliśmy się, zaprzyjaźniliśmy tak naprawdę podczas tych wypraw.
Na kolejną wyprawę pojechaliście…
Do Austrii. Ale zanim pojechaliśmy za granicę, zrobiliśmy sobie krótkie wyjście na Murowaniec, gdzie kolega Tomek pokazał nam jak asekurować się czekanem, na wypadek odpadnięcia od ściany. Uczyliśmy się też wspinania w grupie, podczas spięcia liną.
Marcin: Pewnego dnia wyruszyliśmy na Świnicę, pogoda była niespecjalna, więc weszliśmy tylko na Pośrednią Turnię, później Żlebem Świnickim zaczęliśmy schodzić w dół. Niestety źle postawiłem nogę, odpadłem, mimo że miałem raki na butach, ale dość szybko zahamowałem czekanem. Piotrek zaczął się śmiać, a chwilę później on odpadł i też musiał hamować (śmiech). To były nasze pierwsze tego typu przygody w górach.
Piotr: To było dobre, szybkie przeszkolenie, bo taka sytuacja zdarzyła się niespodziewanie. Wiadomo, że tylko wtedy, kiedy coś cię zaskakuje w górach możesz sprawdzić, czy reagujesz prawidłowo.
Rozumiemy, że liną jesteście spięci dla bezpieczeństwa?
źródło:9szczytow.pl
Tak. Jest to konieczne, bo gdy „odpada” jedna osoba, to pozostali czując szarpnięcie na linie zdążą wbić czekan i ryzyko, że poleci cała grupa się zmniejsza. Gdyby nie było liny, ostatnia osoba musiałaby liczyć tylko na siebie, nikt nie zdążyłby zareagować. Obowiązuje również zasada, że osoby najsilniejsze podczas podejścia idą z przodu a podczas schodzenia idą na końcu grupy aby w razie niebezpieczeństwa mogli „podciągnąć” tych słabszych, którzy idą za nimi. Próbowaliśmy odwrotnej kolejności podczas ćwiczeń i widać było, że różnica jest istotna. Gdyby podejście było bardziej strome istniałoby ryzyko, że wtedy cała grupa zjechała by na dół.
Jak często wyruszacie na takie wyprawy? Pięć razy w roku, sześć?
Piotr: W polskie góry staramy się wyjeżdżać jak najwięcej, najczęściej są to wyjazdy weekendowe. W okresie wakacyjnym udają się częstsze, albo wyjeżdżamy na dłużej. Za granicą wchodziliśmy na Grossglockner i na Mount Blanc. Niestety były to wyprawy nieudane, na Mount Blanc Marcina dopadła choroba a na Grossie pogoda nie pozwoliła na wejść na szczyt. Natomiast Piotrek i Karol mają za sobą udane wejście na Grossglockner.
Marcin: Coś mnie złapało w nocy, rano w ogóle nie wyszedłem z namiotu, powiedziałem Tomkowi- przewodnikowi, że nie wychodzę. Chciał mnie zabrać, ale zrezygnował z tego pomysłu. Reszta grupy doszła do schroniska Aiguille du Gouter i stamtąd o 2 nad ranem wyruszyli na atak szczytowy. Niestety doszli do wysokości 4300 m n.p.m. i musieli się zawrócić ze względu na pogodę. Pierwszy obóz aklimatyzacyjny mieliśmy w Tete Rousse.
Ile trwa wyprawa ze schroniska na sam szczyt Mount Blanc?
Przewodnik mówił, że to wszystko trwa około 11 godzin w obie strony, czyli samo wejście na szczyt około sześciu godzin spokojnym tempem. Warunki w górach są zmienne, więc nie można szarżować tempa.
Jakie koszty musicie ponieść na przykład przy wejściu na Mount Blanc?
Najczęściej konkretne pieniądze trzeba zapłacić organizatorowi, który specjalizuje się w organizowaniu takich wypraw. Opłacone zostają: podróż z Polski i z powrotem, noclegi, bilety na kolejki linowe, tramwaj pod Mount Blanc, żywność liofilizowana, którą jemy w górach. Do tego dochodzą koszty sprzętu własnego i wyżywienia w drodze z Polski i z powrotem oraz obiadokolacja po przybyciu do miejscowości, z której wyruszamy w góry. Jeden posiłek kosztuje w granicach 50 złotych. O to jednak musi zadbać każdy z uczestników wyprawy. Kwota całościowa wyprawy zależy też od tego, czy ktoś nastawia się tylko na wspinanie, czy na turystykę „pełną gębą”, łącznie z kupowaniem pamiątek. Koszt całej wyprawy waha się więc w granicach dwa i pół nawet do czterech tysięcy złotych.
A ile kosztuje wejście dla porównania na Mount Everest?
Mount Everest stał się górą maniakalną, każdy chce tam wejść. Popularność Mount Everest doprowadziła z czasem do tego, że na jedynej drodze zejściowej z ME robiły się zatory, co utrudniało wchodzenie i schodzenie w tym miejscu. Typowa turystyka, po drodze do Base Camp są nawet restauracje i kafejki internetowe. Niestety, jeśli chcemy zdobyć koronę ziemi, to musimy i tam wejść, a to już jest wydatek około 75 tysięcy, tragarze, jedzenie, noclegi. Opłacona jest cała wyprawa, do tego dochodzi sprzęt, czyli całość powinna się zamknąć w stu tysiącach złotych. To jest druga co do kosztów góra.
A pierwsza?
Mount Vinson. Na Mount Everest jest dużo łatwiej dotrzeć. Na Antarktydę, gdzie znajduje się M.V. można zabrać się tylko z ekspedycją. Wyjazdy są organizowane tylko 5 razy w roku,a więc bardzo rzadko. Poza tym panuje tam zdecydowanie niższa temperatura, więc konieczny jest wydatek na dodatkowy sprzęt. Do tego transport. Całość około 60-70 tysięcy dolarów. Cena nie podlega negocjacji.
Wspomnieliście o sprzęcie, a ile on kosztuje?
źródło:9szczytow.pl
Marcin: Sprzęt średniej klasy kosztuje już sporo, ale warto wydać te pieniądze, bo wtedy można z niego korzystać przez kilka sezonów, nie psuje się tak często jak ten najtańszy no i może uratować czasem życie. Sama kurtka kosztuje od 250 złotych nawet do 2,5 tysiąca, czyli koszt jednej wyprawy na Mount Blanc. Odpowiednie spodnie kosztują tysiąc złotych, ale można już je kupić za wiele mniej, np. 400 złotych i też mogą służyć dość długo. Buty: 500-2500 zł, z czego buty za dwa tysiące i więcej są już takiej klasy, że spokojnie można w nich wchodzić na Mount Everest. Na mniejsze wyprawy, np. na Mount Blanc wystarczą takie za 700-1300. Dodatkowo trzeba zainwestować w karabińczyk, czekan, kijki, liny, koszt liny to około 400zł. Cały mój sprzęt kosztuje około 10 tysięcy. Jest to dość drogi sposób spędzania wolnego czasu, ale widoki ze szczytu są niezapomniane i trochę nam to rekompensują.
Znaleźliście się kiedyś w sytuacji, kiedy wasze zdrowie, czy życie było zagrożone?
Na szczęście oprócz „kontrolowanego” odpadnięcia w Tatrach nie zdarzyło się nic, co zagrażałoby naszemu życiu.
Czy wasze życiowe partnerki czasem wychodzą w góry z Wami?
Nie.
Niektórzy faceci zabierają swoje kobiety na ryby, albo na pole golfowe, a Wy swoje zostawiacie w domach?
(śmiech) Marcin: Ze swoją dziewczyną chodziłem kiedyś po górach w Karkonoszach, Karpacz i okolice, ale szybko stwierdziła, że wyższe góry to nie dla niej jednak. Bała się wysokości, zresztą ja mam podobne odczucia do dziś, mam lęk wysokości. Podczas wyjścia na Grossglockner miałem takie traumatyczne przeżycie, że bałem się spojrzeć w dół, ale bardzo chętnie tam wrócę, aby sprawdzić, czy nadal będę odczuwał lęk. Natomiast podczas wyprawy na Mount Blanc już się nie bałem.
Wychodzi na to, że to bardzo niebezpieczny sport.
Niebezpieczny staje się wtedy, gdy nie słuchamy instrukcji przewodnika. To nie jest zwykła wycieczka krajoznawcza, trzeba się skupić przede wszystkim na asekuracji, na tym, aby nie popełnić błędu, bo jego skutki osoby zawsze oddziałują na całą grupę. Przede wszystkim trzeba słuchać poleceń przewodnika, jeśli pada „schodzimy na sztywnej linie”, to lina musi być naprężona. Nie można myśleć o „dupie Maryni”, bo skutki mogą być opłakane.
Zaplanowaliście już jakieś wyprawy w tym roku?
W lipcu robimy kolejne wejście na Mount Blanc, mamy nadzieję, że tym razem nam się uda. Planujemy wejście w okresie letnim, bo jest mniej ryzykowne. Jeśli ktoś sobie życzy większej adrenaliny, może próbować zdobyć szczyt w zimę, ale w wypadku Mount Blanc jest to niebezpieczne i męczące. Przy dużych opadach śniegu nie kursuje tramwaj, który dowozi ludzi na wysokość 2378 m n.p.m. do Le Nid D`aigle więc tą drogę trzeba nadrobić pieszo. Wymaga to oczywiście też odpowiedniego przygotowania i trzeba w to włożyć dwa razy więcej wysiłku.
W sierpniu wybieramy się na Elbrus. Chcąc zaliczyć koronę ziemi musimy zaliczyć również ten szczyt, ponieważ niektórzy geologowie uważają za najwyższy szczyt Elbrus, a niektórzy Mount Blanc. Wynika to z rozbieżności w pomiarach i chcąc zaliczyć całą koronę, musimy wejść na obydwa szczyty. Podobnie jest w Australii i Oceanii, gdzie również są dwa szczyty do „zaliczenia”. W następnej kolejności planujemy zdobyć Aconcagua w Ameryce Południowej albo Kilimandżaro w Afryce.
A zimą jeszcze niczego nie zdobywaliśmy, może z czasem jak nabierzemy doświadczenia, być może już w przyszłym roku w zimę zdobędziemy Grossglockner’a.
Rysy w Polskich Tatrach już zdobyliście?
Marcin: Piotr tak, ja natomiast nie miałem okazji. Na razie nie planuję, mam inne plany, tutaj mogę wejść zawsze. Zimą, gdzie zagrożenie lawinowe jest dosyć duże wolałbym nie ryzykować, więc biorę pod uwagę wejście latem. Kiedyś w zimę próbowaliśmy wejść na Nosal od strony Jaszczurzej Polany, ale warunki były tragiczne, śnieg padał jak szalony, do tego wiatr, kompletnie nic nie widzieliśmy. Brnąc w śniegu do pasa, doszliśmy tylko do Polany Orlickiej i wróciliśmy.
Jak się przygotowujecie do wypraw?
Piotr: Ja przygotowuję się przez miesiąc, może półtora miesiąca przed wyprawą. Wtedy jeżdżę na rowerze, chodzę na siłownię, trochę biegam, wszystko po to, żeby podtrzymać kondycję. Nie palę papierosów, więc z oddychaniem w górach nie mam problemu.
Jak sprawdzić, czy ktoś ma odpowiednią kondycję, by chodzić po górach?
Bardzo łatwo, wystarczy przejść się po polskich górach, na przykład spróbować wejść na Śnieżkę w Sudetach. To nie jest jakaś specjalnie trudna góra, ale doskonale pokaże Ci, czy jesteś w odpowiedniej kondycji. Oczywiście mówimy tutaj o wejściu „na butach” od samego dołu a nie wjechaniu wyciągiem krzesełkowym na Kopę z stamtąd na Śnieżkę. Dla pełnego obrazu dołóżmy sobie 15 kilogramowy plecak na plecy i wtedy możemy mieć pogląd na naszą kondycje.
Na jakie problemy najczęściej natykacie się w górach?
Przede wszystkim kondycja. A jeśli chodzi o higienę, to w górach trzeba zapomnieć o prysznicu, chyba, że ktoś sobie odpowiednio wcześniej zarezerwuje miejsce w schronisku. Poza tym można kupić bieliznę, którą można nosić do trzech dni i nie wydziela ona przykrego zapachu. Zawiera jony srebra, które zabijają bakterie. Koszt takiej bielizny to od 100 do 400 zł. Nie należy też zabierać ze sobą rzeczy bawełnianych. Dlaczego? Bawełna nasiąknięta potem długo schnie, co powoduje, że jest zimno, szybciej można się przeziębić. Najlepsze są ubrania tzw. termoaktywne, które dają ciepło i nie chłoną wilgoci tak jak bawełna, a za to bardzo szybko schną.
Niektórych może dopaść też choroba wysokościowa. Objawia się nudnościami, zawrotami głowy i wymiotami. Wtedy należy odpocząć na wysokości, dobrze się zaaklimatyzować i można spróbować ponowić atak na szczyt. Niestety czasami to jednak nie wystarcza i wtedy bezwzględnie musimy zawrócić.
Niektórzy mogą doznać obrzęku mózgu, co jest już groźne dla życia, a spowodowane jest różnicą ciśnienia i brakiem tlenu w wyższych partiach gór. Najważniejsza jest aklimatyzacja z wysokością. Czytałem gdzieś o ludziach, którzy byli na Evereście. Poziom tlenu w ich krwi był tak niski, że w normalnych warunkach, Ci ludzie by nie przeżyli. Do tych wysokości trzeba się przyzwyczaić, wymaga to czasu.
Wiadomo, że w górach każdy chodzi swoim tempem, indywidualnie. Jak to się sprawdza w grupie?
Zasada jest prosta. Idą w grupie, na linie, cała grupa musi iść takim tempem, jakim idzie najwolniejsza osoba z tej grupy. Innej możliwości nie ma. Natomiast, kiedy nie idziemy spięci liną, każdy idzie swoim tempem.
Zdarzyło się kiedyś, że jedna z osób, bądź kilka, wybrała się w waszej grupie w góry i była kompletnie nieprzygotowana do wyprawy?
źródło:9szczytow.pl
Przy podejściu na Mount Blanc zdarzyła nam się taka sytuacja, kiedy jeden z Anglików uparł się, że wejdzie na sam szczyt, ale siły w pewnym momencie go opuściły i nie dał rady. Było trochę pretensji, bo ruszył w drogę mimo tego, że nie miał już siły. Na szczęście znalazła się grupa Polaków, która zabrała go na dół, do schroniska. Jeśli ktoś nie czuje się na siłach, powinien zostać w schronisku, czy w namiocie. Nie można wychodzić w góry będąc osłabionym, z gór musi Cię sprowadzić grupa, albo zabrać śmigłowiec, jeśli już całkiem nie masz sił.
Powiedzcie, co robicie na co dzień?
Marcin: Ja pracuję w banku, jako informatyk. Jestem administratorem systemu RACF.
Piotr: Ja jestem studentem, w lutym będę bronił pracy magisterskiej.
Znajdujecie czas na swoje hobby?
Marcin: Ja mam wolne weekendy, więc nie ma problemu z wyjazdami w góry na weekend. Poza tym zawsze rozmawiam na temat urlopu bezpłatnego, jeśli jest mi potrzebny. Przełożeni są nad wyraz wyrozumiali, wiedzą, że mam takie hobby i że ten urlop jest mi czasem potrzebny. Sami są informatykami i wiedząc, jak bardzo zwariowani potrafią być informatycy nie robią mi problemów (śmiech).
Piotr: U mnie nie jest tak źle jakby się można było wydawać, ostatnio zrezygnowałem z pracy po to, żeby przygotować się do wypraw i obronić magisterkę.
Wolałeś zrezygnować z pracy, niż z hobby?
Piotr: Z pracy zrezygnowałem żeby dobrze zaliczyć sesję i obronić pracę magisterską.
Szkolicie jeszcze jakieś osoby, które chcą razem z Wami wybrać się w góry?
Jeszcze nie. Posiadamy zdecydowanie za mało doświadczenia, na chwilę obecną sami wychodzimy w góry z przewodnikiem. Oczywiście z każdą wyprawą człowiek nabiera doświadczenia, ale jeszcze za mało umiemy i chyba za mało widzieliśmy, żeby szkolić inne osoby.
Macie małe doświadczenie, to w jakim jesteście wieku?
Piotr: Ja mam 25 lat, Marcin 37. Chcemy dość szybko zdobyć Koronę Ziemi, wiadomo, ze człowiek z każdym rokiem jest coraz starszy i więcej sił potrzebuje na to, aby wspiąć się na taką górę. Kiedyś na przykład 70 letni Japończyk wszedł na Everest, jest najstarszym człowiekiem, który wszedł na najwyższy szczyt ziemi. Prawdopodobnie wciągnęli go tam szerpowie (śmiech), którzy przy takich wyprawach pełnią rolę zarówno przewodników jak i często tragarzy. Poza tym doświadczenia nabiera się chodząc po górach, a nie z wiekiem.
Chcecie zdobyć Koronę Ziemi, czyli te dziewięć szczytów na różnych kontynentach. W jakim czasie najszybciej można to zrobić?
Marcin: Gdyby ktoś się uparł, to na sam Mount Everest musi poświęcić dwa miesiące. Potrzebna jest aklimatyzacja, bez tego nie jest możliwe podejście pod szczyt. Wyprawa na Elbrus, to dziesięć dni. Mount Blanc- kolejne dziesięć. Wiadomo, że nie zejdziecie z Mount Blanc i nie pojedzie od razu na Elbrus, potrzebna jest aklimatyzacja, odpoczynek po takim wysiłku. Ja sam po Mount Blanc wypoczywałem około tygodnia…
Wiadomo, że chodzenie po górach wymaga wysiłku i musicie regenerować siły na bieżąco. Co jecie podczas takich wypraw?
W górach żywimy się przede wszystkim jedzeniem z torebek, które można zalać wrzątkiem. Nie jest to jednak coś na podobiznę chińskich zupek z torebki. Jest to żywność przetworzona z dużą ilością białka, węglowodanów i wszystkiego, co jest potrzebne do uzupełnienia energii. To jest smaczne? Tak. Jeśli nie masz wokoło nic innego do jedzenia, to będzie jadł właśnie to. Takie danie nazywa się liofilizat, a wzięło się od żywności liofilizowanej, czyli odpowiednio przetworzonej. Najlepiej oczywiście było by jeść bardziej wartościowe posiłki, mięso, warzywa, ale nie zawsze ma się ze sobą całą kuchnię. Wiadomo, że w górach im wyżej, tym ciężej, zaczyna brakować tlenu, plecak jest ciężki. Nie można więc zabierać nieskończonej ilości prowiantu.
A co z wodą?
W góry nie zabiera się przede wszystkim wody do gotowania. To tego służy rozpuszczony śnieg. Jeśli natomiast chcecie pić wodę w górach, żeby uzupełnić płyny, to wtedy warto wziąć ze sobą wodę mineralną. Można też do wody ze śniegu dorzucić tabletkę z witaminami i wtedy nadaje się ona do picia. Ale śniegu, tym bardziej tego żółtego jeść i pić nie wolno (śmiech).
Wspomnieliście o plecaku, że jest ciężki, interesuje mnie, ile zatem waży plecak po spakowaniu niezbędnych rzeczy?
Pomiędzy 15 a 20 kilo. Sam plecak ze stelażem waży 2 kilogramy, a do plecaka trzeba schować cały sprzęt, namiot, śpiwór, karimatę i ubranie. Trzeba ubierać się w miarę lekko, a później w miarę ochładzania się można na siebie zakładać kolejne porcje ubrań. Jedzenie zjada się w górach, więc plecak w czasie powrotu jest ciut lżejszy i schodzi się łatwiej. Chodzenie po górach to duży wysiłek, można stracić sporo kilogramów.
Marcin: Ja podczas wyprawy na Grossglockner zrzuciłem 2 kilogramy, a podczas próby wejścia na Mount Blanc około 3.
Myśleliście kiedyś o śmierci wychodząc w góry, w sensie, że możecie nie wrócić, jak już wielu nie wróciło?
Na pewno jest to przykre, kiedy słyszy się w radiu, czy w telewizji, że kolejna osoba zginęła w górach, ale po chwili człowiek zastanawia się, czy to był przypadek, czy błąd człowieka. Nasze rodziny na takie wieści reagują nerwowo, całe szczęście mamy przy sobie telefony komórkowe, prawie zawsze mamy zasięg, więc możemy ich uspokoić.
źródło:9szczytow.pl
Są w górach miejsca ryzykowne, na przykład Kuluar śmierci na drodze z Tete Rousse do Le Goutier gdzie prawie bez przerwy na głowy przechodzących spadają kamienie , dlatego na takie przejscia obowiązkowy jest kask.
Marcin: Ja podczas wyprawy na Śnieżkę w Polsce miałem dość ciekawą przygodę pokazującą ludzką głupotę w górach. Założyłem raki na nogi, które pozwalają na lepszą przyczepność na śniegu. A tu nagle obok mnie wyskakuje pani w kozakach, na obcasie. Do tego odkryty brzuch, pępek na wierzchu… Komentarz jest zbędny. Ludzie sami proszą się w górach o guza. Z drugiej strony dużo osób jest zainteresowanych chodzeniem po górach, że pytają ile kosztują raki, ile kijki itp.
Jak jest w górach z elektrycznością? Wiadomo, że telefon nie wytrzyma bez ładowania dwóch tygodni.
Telefon można naładować za pomocą przenośnych ładowarek słonecznych, ale zazwyczaj aparaty wyłączamy na czas marszu i włączamy wieczorem. Z reguły są najbardziej potrzebne w momencie wezwania pomocy.
Słyszymy cały czas o jakiś problemach, a to kamienie Wam na głowy lecą, umyć się nie można, zagrożenie lawinowe, ale co tak naprawdę Was ciągnie w góry? Co jest fajnego w takich wyprawach?
Piotr: Ja w górach wypoczywam, zostawiam codzienność na dole, za sobą, skupiam się na tym, aby wejść na szczyt, cieszyć oczy widokami i bezpiecznie z niego wrócić. I tyle.
To samo można osiągnąć w Egipcie. Zrobić sobie zdjęcie ze sfinksem, poleżeć na plaży…
Piotr: Przecież to nudne. Poza tym my mamy taki sposób wypoczynku, a inni wolą Egipt i plaże. Na plaży jest mnóstwo ludzi, w wysokich górach nie. Tam można naprawdę wypocząć psychicznie. Poza tym widok ze szczytu góry jest niezapomnianym przeżyciem, tego nie oddadzą nawet zdjęcia, które przywozimy z wypraw. To wszystko ma dla mnie większą wartość niż zwiedzanie piramidy.
Marcin: Dla mnie podobnie. To jest sposób na wypoczynek, w górach myślisz tylko o zdobyciu szczytu, nie myślisz o niczym innym. Rozłożyć odpowiednio siły, żeby w połowie drogi nie paść jak pies Pluto z wyczerpania. Poza tym podczas jednej wyprawy można spotkać fantastycznych ludzi, bo chyba nikt nie wyobraża sobie dwumiesięcznego pobytu na Mount Everest, podczas którego nie będziesz z nikim rozmawiać. My z Piotrem poznaliśmy się w sklepie, później były wspólne wyjazdy w góry, zwyczajnie się zaprzyjaźniliśmy. I tu jest kolejna ważna sprawa, mianowicie odpowiedzialność za zespół. Kiedyś zdarzyło się, że Piotrek obtarł nogę, cała grupa zeszła na dół, ja musiałem z nim zostać, bo sam by nie zszedł. Weszliśmy we dwóch, schodzimy we dwóch. Nikt nie może zostać w górach sam, chyba, że w schronisku, bądź w obozie.
Idąc w góry trzeba się odpowiednio ubrać, słuchacie przed wyjściem prognoz?
Słuchamy, ale nieczęsto się sprawdzają z prostej przyczyny. W górach nie można przewidzieć temperatury, trzeba się przygotować na każde warunki. Temperatura, tak jak pogoda, jest zmienna. Może być całkowicie różna na wysokości trzech tysięcy metrów, a czterech tysięcy.
Gdybyście mogli przestrzec młodych adeptów sztuki chodzenia po górach, to co chcielibyście im powiedzieć?
Najwięcej zagrożeń czyha na nas podczas wyjść zimowych. Jeśli zagrożenie lawinowe sięga 3 stopnia, to lepiej nie opuszczać kwatery, czy też schroniska. Nie warto ryzykować zdrowia i życia choćby dla najpiękniejszych widoków ze szczytu. Podczas dalekich wyjść konieczna jest obecność doświadczonego przewodnika, ale i przewodnika rozsądnego. Jeśli ktoś wychodzi w góry sam, powinien podpiąć się pod jakąś grupę, gdzie na pewno są bardziej doświadczeni ludzie. Poza tym podstawowa zasada to zachowanie rozsądku. I to wszystko.
I chyba najważniejsza zasada w górach, to taka, żeby zwyczajnie nie śmiecić. To jest normalne, że po sobie trzeba sprzątać, rodzice powinni tłumaczyć to dzieciakom od najmłodszych lat, bo jak rodzice mają w dupie to, ze zostanie trochę śmieci, to ich pociechy będą robić to samo. Rzuconą torebkę zje zwierzę, udusi się, zatruje i w ten sposób ginie przyroda.
Powiedzcie, co będzie z waszym hobby, kiedy pojawią się żony, dzieci, rodzina, co wtedy?
Piotr: Będą musiały poczekać (śmiech), a tak poważnie to trzeba będzie więcej uważać no i większa motywacja będzie do szczęśliwych powrotów(żonka będzie czekała ).
Marcin: Nie można myśleć tak, że jak pojawi się rodzina, to rzucę hobby. Jeśli ktoś ma pasję, to nie można go ograniczać, bo szybko stanie się człowiekiem nieszczęśliwym. A nam to sprawia straszną frajdę. Mam syna w wieku 13 lat, za każdym razem kiedy rozmawiamy pyta mnie „kiedy przyjedziesz, to pójdziemy na Śnieżkę”. Trochę się chyba zaraził chodzeniem po górach ode mnie.
Będzie razem z Tobą zdobywał Koronę Ziemi?
Na razie niech łapie doświadczenie w mniejszych górach, kiedy skończy 17-18 lat może będzie najmłodszym człowiekiem, który zdobędzie Koronę Ziemi, kto wie?
Teraz tak mówicie, ale powiedzcie szczerze…Pomyśleliście kiedyś „ Pieprzę to, sprzedam sprzęt, kupię wędkę, będę jeździł nad jezioro łowić ryby, będzie ciepło i spokojnie”?
Piotr: Ja jeszcze takich myśli nie miałem.
Marcin: Ja również o tym nie myślałem. Kiedy oglądam zdjęcia z wypraw, to myślę o tym, że ja byłem tam na żywo, oglądałem to wszystko na własne oczy. Widoku zachodzącego słońca i chmur pod nogami nie można zapomnieć. W górach jesteśmy, żeby odpocząć, żeby zostawić wszystkie problemy na dole, pod chmurami.