Zwykle nie staram się pisać pod wpływem emocji, ale ostatnie tygodnie i to co dzieje się w mediach przyprawia mnie o ból głowy. Wszystko wpisuje się w niedawny tekst napisany przez Krzysztofa Stanowskiego, że media ogłupiają. Ktoś powie: „Co ten Stanowski czyta, skoro nie wie kto jest premierem Izraela?”. Oczywiście premier Izraela to przenośnia, w to miejsce można wstawić cokolwiek, co ma znaczenie dla współczesnego świata. Ot, choćby to jak obecnie kształtują się stosunki między Stanami Zjednoczonymi a Rosją i jaki to ma wpływ na światowy kryzys (jeśli jakiś ma). Oczywiście, że konieczna jest selekcja mediów z których się korzysta i wychwytywanie tego, co najistotniejsze. W dobie internetu jest to bardzo ważne inaczej niektórzy mają dużą szansę na zasypanie się masą niepotrzebnych informacji.
W porządku, w znakomitej większości internet to syf. Straszny syf, w którym ciężko odnaleźć się ludziom po pięćdziesiątce, czyli pokoleniu moich rodziców (choć zdarzają się chlubne wyjątki, np. moja mama). W swojej naiwności myślałem, że – skoro o temacie związków partnerskich trują już wszyscy od przeszło tygodnia, większość prowadzących programy publicystyczne potrafi dyskutować tylko o tym czy Anna Grodzka jest odpowiednią osobą na stanowisko wicemarszałka Sejmu – ostatnim bastionem będzie radio. Nie! Nic z tych rzeczy. Ledwie wczoraj Program Trzeci Polskiego Radia, czyli popularna „Trójka” w swojej audycji (zresztą – bardzo ciekawej!) również poruszyła temat Anny Grodzkiej. Wytrzymałem do momentu, gdy jeden ze słuchaczy zadzwonił i powiedział, że „w zasadzie to on jest za Grodzką, bo i tak w tym Sejmie to same kurwy i pedały”. Upadek? Nie. Może to był po prostu głos gościa wkurzonego rozdmuchiwaniem mało istotnych problemów.
I tu akapit wytłumaczenia. Nie uważam, że temat związków partnerskich jest zupełnie nieistotny. Jest na pewno ważny dla części społeczeństwa, ale związków partnerskich do gara nie włożymy. Zresztą, to nawet nie o to chodzi który temat jest ważniejszy (związki partnerskie czy choćby gospodarka), tylko o pewien trend, o to, że na wszystko jest miejsce i czas. „Jest czas mówienia i czas milczenia, czas rodzenia, czas umierania” (Z Księgi Koheleta). Mam taką manię, że jak znajdę jakiś ciekawy artykuł w internecie, to dzielę się nimi ze znajomymi na Facebooku. Ostatnio staram się wklejać teksty dla mnie ważne, takie, które informują mnie o rzeczach ciekawych, a o których wcześniej nie słyszałem (np. o Rolniczej rewolucji w Brazylii, albo o tym, że „Produkcja przemysłowa w Polsce spadła drastycznie!”). I zero odzewu. Żadnego „share” ani „like”. Kumpel kilka dni temu wrzucił na swoją tablicę artykuł o Annie Grodzkiej i prowadził dyskusję przez dwa dni (chyba, później straciłem ochotę na czytanie tych wszystkich postów i „wypisałem się” z wątku). O czym to świadczy? Że nie wszyscy muszą znać się na gospodarce? Pewnie, że nie muszą. Też się nie znam, ale mnie to ciekawi. Pogłębiam swoją wiedzę. A w jaki sposób pogłębiam wiedzę dyskutując o zmianie płci Anny Grodzkiej? Nie mam zdania na ten temat i mieć nie chcę. Po prostu. Za to chcę wiedzieć dlaczego z miesiąca na miesiąc mój portfel jest coraz szczuplejszy i stać mnie na coraz mniej rzeczy. Pewnie dlatego, że portfele niektórych urzędników są coraz grubsze.
Tak więc media zgłupiały. Nie wiem z czego to się bierze. Może z tego, że dziś masa ludzi chce być dziennikarzami, a niewielu się nadaje? My możemy tylko wybrać, która informacja jest dla nas istotna. Myślmy, ludzie, bo zginiemy marnie. Dyskutujmy, bądźmy otwarci i szanujmy swoje poglądy, ale znajmy umiar w tych dyskusjach.