Choć zwykle piszę o piłce nożnej, to w takich okolicznościach kompletną ignorancją, wręcz nietaktem byłoby pominięcie tematu skoków narciarskich. Na temat Adama Małysza, który ogłosił zakończenie kariery i tym samym zasmucił wszystkich tych, którzy śledzili jego poczynania na skoczniach świata, można pisać długo. Wielu też pewnie skorzysta z dłuższej formy podziękowań i bardzo dobrze.
Internet jest o tyle wygodny, że przyjmuje wszystkie treści, nawet te najdłuższe i najgłupsze. Dlatego moja będzie krótka.
Jestem skłonny zaryzykować tezę, że zdecydowana większość publiki, zarówno przed telewizorami, jak i na skoczniach, śledziła konkursy Pucharu Świata dla niego, a nie dla samej dyscypliny. Przecież tak naprawdę cała zabawa TVP z Adamem Małyszem w roli głównej zaczęła się równo z jego wspaniałą formą. Wtedy to TVP zaczęła transmitować wszystkie konkursy Pucharu Świata, wcześniej bywało z tym naprawdę różnie. Dlatego zupełnie uzasadnione są obawy niektórych dziennikarzy, czy TVP utrzyma oglądalność skoków narciarskich po tym, jak wąsacz z Wisły ogłosił zakończenie kariery.
the end
Ja odbieram polskiego skoczka jako fenomen. Człowieka, którego sukcesy spowszedniały nam wszystkim do tego stopnia, że nieobecność w pierwszej dziesiątce konkursu PŚ traktowana często była jak kompletna porażka. Niezapomniane sobotnie i niedzielne obiady w rodzinnym domu przy telewizorze ustawionym na „skoki”. No nie tak było?
– Jak Małysz? – pytała rodzicielka stawiając obiad na stole.
– Trzynasty – odpowiadałem.
– Uuuu – zacmokała z niedowierzaniem – A reszta jak?
– Nie zakwalifikowali się.
– No widzisz. Kto będzie skakał, jak on skończy karierę? – zamyśliła się.
Mama nie mogła oglądać dzisiejszego konkursu drużynowego, ale gdyby oglądała, wzruszyła by się podobnie jak sam Włodzimierz Szaranowicz. Jestem tego pewien.
Bez zadęcia, bo jakimś szczególnym fanem skoków nie jestem. Panie Adamie – dziękuję za te kilka niesamowitych lat. Powodzenia na sportowej emeryturze i niech Pan Bóg ma polskie skoki w swojej opiece.