Widzew zrezygnował z wykupienia kontraktu niejakiego Niki Dżalamidze. Chłopak bynajmniej nie zaczynał w Espanyolu Barcelona, ba, nie zaczynał swojej kariery nawet w Pogoni Szczecin, ani żadnym innym zespole na średnim, polskim poziomie, tylko w zespole Baia Zugdidi. Przegląd Sportowy określił ten fakt mianem zrezygnowania z „gruzińskiego Messiego”! Tak, to autentyk, Gruziński Messi naprawdę istnieje. Nie objawił się na przestrzeni wieków choćby w osobie legendarnego już Szoty Arweładze, ale właśnie małego, choć nieco wyższego od prawdziwego Messiego, Niki Dżalamidze.
Miałbym prośbę do Panów redaktorów z Przeglądu Sportowego, ale również z innych mediów, żeby nie robili sobie z kibiców, za przeproszeniem, jaj. Porównując jakiegoś małolata z mało znanego klubu gruzińskiego, który przez ostatnie kilka miesięcy zasuwał, z różnym skutkiem, za piłką w Łodzi to robienie kabaretu z poważnego sportu. Skąd dziennikarze biorą takie określenia? Jak można dziewiętnastoletniego, nieopierzonego, grającego w polskiej lidze (TYLKO w polskiej lidze!) zawodnika nazwać „Gruzińskim Messim”? Skąd w ogóle biorą się te idiotyczne i nie mające nic wspólnego z rzeczywistością określenia? Z kompleksów? Czy z chęci wyższych, czyli klikalności na portalu?
Panowie, dajcie spokój. Sprowadzacie poważne dziennikarstwo sportowe do poziomu Bravo Sport. Nikt poważny już się na to nie nabiera, poza dziećmi. Chociaż wmawianie dzieciom, że Nika Dżalamidze to Gruziński Messi to jeszcze pół biedy w porównaniu z „Ronaldo spod Siedlec”.