Rate this post

Na swoim blogu staram się unikać wpisów emocjonalnych, ale wczorajszy dzień wbił się w moją świadomość chyba mocniej, niż wydarzenia mijającego sezonu w świadomość Macieja Skorży.

Na mecz z Koroną Kielce się nie wybierałem, nie tylko dlatego, że Legia właściwie straciła szanse na mistrzostwo przegrywając z Lechią w Gdańsku. Bezustannie o tym fakcie przypominali piłkarzom kibice rycząc co kilkanaście minut: „W Gdańsku nam pokazaliście, jak o mistrza walczyliście” oraz „Gdzie jest mistrzostwo, frajerzy, gdzie jest mistrzostwo?!”. Zachowanie kibiców nie zdziwiło mnie ani trochę, bo w końcu kto ma od piłkarzy wymagać pełnego zaangażowania w meczach o stawkę? Trener? Właściciel? Według mnie wystarczającą presją ze strony właściciela jest to, że opłaca swoich piłkarzy niezłymi pieniędzmi, a ze strony trenera to, że wstawia poszczególnych zawodników do składu. I tyle.

Nie o kibicach jednak chciałem, chociaż może też. Na długo utkną mi w pamięci okrzyki „Pajace,pajace” i „Zejdzie z boiska, nie róbcie z nas pośmiewiska” w sytuacjach, kiedy Ljuboja dwukrotnie próbował siłą wepchnąć piłkę z rzutu wolnego (dwukrotnie razem z murem złożżonym z zawodników Korony), oraz kiedy reprezentant Polski, kadrowicz Smudy – Kucharczyk Michał przewracał się o własne nogi, albo nie trafiał do niemal pustej bramki. Okrzyki, gwizdy, wszechobecna atmosfera szyderstwa z nieudolności tych zawodników… to wszystko sprawiało, że wczoraj na Łazienkowskiej czułem się… nieswojo. Tak jak wtedy, trzy sezony temu, kiedy Bartłomiej Grzelak strzelał bramkę i cieszył się z jej zdobycia przed pustą trybuną, a kibice Legii pozostawali w ostrym konflikcie z zarządem. Ale jednocześnie wiem, że nic tak ozdrowieńczo nie podziała na tych zawodników, jak zbesztanie ich i zmieszanie z błotem. Przynajmniej na część z nich, tych, którzy podeszli pod trybunę Żylety i podziękowali za doping, na który mogli liczyć przez cały sezon. Z wyjątkiem dnia wczorajszego, bo przelała się czara goryczy. Ci, którzy uciekli do szatni – niech się wstydzą. Niech wstydzą się nie tego, że wygrywali ważne mecze, zdobyli Puchar Polski, ale tego, że przez cały sezon grali na tym stadionie i w najtrudniejszym dla siebie i kibiców momencie nie potrafili zachować się jak prawdziwi mężczyźni. Nie potrafili przyznać się do błędu, powiedzieć:”Tak, zjebaliśmy sprawę”. Takich słów użył między innymi Jakub Rzeźniczak, którego można nie cenić za umiejętności piłkarskie, ale należy szanować za to, że potrafi się w takich sytuacjach zachować. On, Żewłakow, Kuciak, Wolski i inni. Reszta, która uciekła do szatni powinna już w niej zostać i nie wychodzić. Jakże wymowny jest napis na koszulce jednego z kibiców (notabene dziś zauważyłem, że jeden z forumowiczów na największym legijnym forum ma podobny podpis w swoim profilu). „Duszan, oni wszyscy są chuje, oprócz Ciebie”. Kibic widzi, kto się stara, kto zasługuje na to, by nosić koszulkę z eLką na piersi.

Dość o smutnym zachowaniu i nizernej postawie piłkarzy, bo wczoraj doświadczyłem też innego uczucia. Pierwszy raz w życiu musiałem wyjść ze stadionu przed końcowym gwizdkiem. Po prostu musiałem, choć wiem, że tak robić się nie powinno. Przekraczając bramy stadionu słyszałem lekko stłumiony okrzyk radości po bramce dla Legii. „Bramkę strzelił Rafał Wolski” – ogłosił stadionowy spiker Wojciech Hadaj. Za plecami usłyszałem „To będzie gracz na miarę Kazimierza Deyny”. Starszy pan również postanowił opuścić „Pepsi Arenę” przed czasem. Dziś naszła mnie smutna refleksja (poniekąd po krótkiej wymianie Tweetów z dziennikarzem Michałem Polem), że Wolski… niestety nie będzie jak Deyna, bo zanim zdążymy się wszyscy obejrzeć, to klub go sprzeda za granicę inkasując przy tym parę ładnych milionów euro. Leszek Miklas znów z dumą będzie mógł powiedzieć, że Legia zrobiła kolejny krok ku temu, by zostać klubem „samofinansującym się”. A Wolski odejdzie… no, gdziekolwiek by nie poszedł, będzie się rozwijał.

Co dalej z tym zespołem? Legię uratować może tylko i wyłącznie stawianie na tę zdolną młodzież i ciągłe finansowanie Akademii Piłkarskiej, rozwijanie skautingu. Nie chciałbym pisac o przyszłości poszczególnych piłkarzy, bo ani nie mam na to wpływu, ani nie lubię gdybania. Wiem, że czas Miro Radovia w tym zespole się pwooli kończy, co pokazał zachowując się jak ostatni głąb w ostatnich minutach meczu, osłabiając swój zespół. Później nie wyszedł podziękować kibicom za doping.

Za pomysłami zarządu Legii trudno nadążyć, ale spróbuję. Interes ITI, jako właściciela, polega na zarabianiu pieniędzy. W narracji Miklasowej nazywa się to „czynieniem z Legii klubu samofinansującego się”. Logicznym ruchem wydaje się teraz schodzenie z kosztów na każdym polu. Zawodników – tych najdroższych – trzeba by sprzedać za dobrą kwotę a trenera – sowicie opłacanego – należałoby wymienić na tańszego. Kimś tańszym (niekoniecznie lepszym) mógłby być trener Zagłębia – Hapal, który z zespołem z Lubina zdołał wywalczyć tytuł „rycerzy wiosny” wygrywając kilka ostatnich meczów z rzędu, lub pozostający aktualnie bez zatrudnienia Jan Urban. Tego drugiego na stanowisku trenera Legii widzieliby niektórzy dziennikarze tłumacząc, że były trener warszawskiej Legii nie skończył swojej pracy na Łazienkowskiej i – to główny argument – ma lepszy bilans wygranych meczów Legii niż obecny trener „Wojskowych”. Tylko, że moim zdaniem szukanie trenera jest teraz Legii zwyczajnie nie na rękę, mało tego, może spowodować kosztowne straty. Nie jest tajemnicą, że Skorża przy Łazienkowskiej zarabia krocie (wg różnych źródeł od 80 do 100 tysięcy złotych za miesiąc), co jak na ligowe warunki jest kwotą – delikatnie ujmując – działającą na wyobraźnię. Ciężko sądzić, że jego ewentualny następca chciałby zarabiać mniej. Dodatkowo gdyby klub zdecydował się pożegnać z trenerem trzeba by mu wypłacić odszkodowanie za zerwanie kontraktu, w którym nie ma już warunku mówiącego o konieczności zdobycia mistrzostwa.

Co zrobi zarząd – to pytanie pozostanie otwarte jeszcze przez kilkanaście/kilkadziesiąt godzin, wtedy ma zapaść ostateczna decyzja co do przyszłości Macieja Skorży w Legii. Co dalej z Legią? Bez zmian. Nadal jest to klub, którego ambicją jest mistrzostwo Polski i udział w Lidze Mistrzów. Jak co roku.