Rate this post

First Warsaw Golf & Country Club to najstarsze w Polsce, przepiękne i wyjątkowo malownicze pole golfowe usytuowane tuż przy Wiśle, w Parku Narodowym Ławice Kępińskie. Lokalizacja sprzyja grze w upalne słoneczne dni, gdyż pole zdominowane jest przez drzewa – głównie wierzby i dęby – rosnące sobie statecznie w różnych konfiguracjach ilościowych. Na pierwszych jedenastu dołkach jest ich wystarczająco wiele by zapewnić okazjonalny, upragniony w upalne dni cień, jak i urozmaicić rozgrywkę o dodatkowe przeszkody. Ostatnie siedem dołków znajduje się zaś w głębokim lesie, gdzie drzewa szumią na wietrze, cienia jest aż nadto, a okalający fairway szpaler czasem potrafi być gorszy od bocznych przeszkód wodnych. Jest sielsko, malowniczo, ślicznie i sakramencko trudno 😉

Tak, moi drodzy. First Warsaw to nie przysłowiowa bułka z masłem. Pierwsze dziewięć dołków może i ma szerokie fairway’e, ale pułapek i przeszkód jest tam co nie miara. Przykład? Już pierwszy dołek, którym pole wita swoich graczy, potrafi zdrowo zajść za skórę! Wyjście z tee na faiway wymaga uderzania nad sporych rozmiarów jeziorkiem, więc trzeba wykazać się precyzją, aby nie zaczynać gry od spektakularnego plusku i karnego punktu. Jak już się uda szczęśliwie wylądować, odkrywamy, że prąc naprzód ciągle trzeba uważać na wodę z lewej ciągnąca sie wzdłuż całego fairway’a az pod sam green, więc znów trzeba uważać. Na sam koniec zaś dołek funduje nam dodatkową wodę tuz za greenem, czyhającą na tych ze zbyt energicznym swingiem przy podejściu. I to wszystko już na pierwszym dołku!

Nie jest łatwo, ale za to jakie wyzwanie! Przyznajemy, że wyjście z tee na pierwszym dołku trochę ostudziło nasz zapał, ale gdy już udało się zrobić tego puta, to od drugiego dołka zabawa zaczęła się na całego. Pierwsza dziewiątka urozmaica życie głównie wodnymi przeszkodami terenowymi, acz nagłe bunkry, drzewa i krzaki też potrafią dopaść nieuważnego golfistę. Nam szło w miarę składnie, ale wynikami wolimy się nie chwalić 😉

Jedenasty dołek, o wdzięcznej nazwie „No mistakes”, wprowadza zasadniczą zmianę scenerii. Panie i Panowie, witamy w puszczy. Liście szumią, cienia sporo, a drzewa rosną gęsto po obu stronach faiwaya, który to do najszerszych nie należy. Były częste odgłosy głuchych uderzeń w pnie drzew i piłeczki zagubione w ściółce, oj były. Ale jak się skupiliśmy i zaczęliśmy grać z głową, to i trafialiśmy (czasem) tam gdzie trzeba.

Na First Warsaw warto spędzić cały dzień, i nie będzie to dzień stracony. Pole jest wymagające i uczy pokory – w końcu ma status mistrzowski. Styl ‚grip it & rip it’ nie zawsze się sprawdza, warto używać głowy i czasem lepiej stracić to jedno dodatkowe uderzenie aby spokojnie wrócić na fairway niż próbować szczęścia i uparcie przedzierać się przez krzaki w stronę greenu.

Podsumowując, pole First Warsaw jest wyjątkowo zróżnicowane, więc nie można narzekać na brak atrakcji. Są atakujące znienacka bunkry, podstępne i głębokie jeziorka, wysokie, przyczajone trawy, łase na piłeczki drzewa i okazjonalnie dokazujący przedstawiciele lokalnej fauny. Warto też wspomnieć, że First Warsaw zauważalnie się rozwija. Pośród wielu zmian najbardziej zauważalny jest nowy Dom Klubowy nad jeziorkiem oraz prawie że ukończone pole typu pitch&put do trenowania gry krótkiej. Wisienką na tym torcie nowości jest coś, co zaobserwowaliśmy pod koniec osiemnastego dołka – zagadkowa, nowa wysepka na sąsiednim jeziorku. Najwidoczniej ostatni dołek niedługo awansuje z par 4 na par 5 (zwiększając liczbę par dla pola do 72), a nowy green będzie się znajdował nigdzie indziej a właśnie na tym małym skrawku lądu. Atrakcja ma być gotowa niebawem (widzieliśmy intensywnie nawadnianą, świeżo posadzoną trawę) a my już wyobrażamy sobie te wszystkie bardziej i mniej pozytywne emocje jakie nam w przyszłości zafunduje! Niezły sposób na pożegnanie pola… i ostatnich piłeczek 😉 Na pewno wpadniemy i nie omieszkamy przetestować;-)