Zastanawiałem się ostatnio nad jedną kwestią. Mianowicie: kogo w Europie interesują mecze polskiej ekstraklasy? Czy jakaś telewizja transmituje do swojego kraju takie “hitowe” pojedynki jak Wisła-Lech, bądź Legia-Wisła? Oczywiście- w dobie internetu nikt nie musi tych spotkań transmitować. Do kraju nad Wisłą nie muszą ściągać zastępy dziennikarzy w wozach transmisyjnych, niczym na relacje z przylotu kosmitów. Wystarczy,że ktoś wpisze w wyszukiwarkę prostą fazę “Legia-Wisła live” i już ma transmisję gotową. Mniejsza o to. W Polsce rzecz jasna zainteresowanie takimi meczami jak Legia-Wisła jest spore. Dwa razy do roku spotykają się bowiem zespoły, które już jakiś czas temu zapisały się w historii polskiej piłki złotymi zgłoskami. Ale to Legia miała przyjemność gry w Lidze Mistrzów, rozgrywkach nieosiągalnych dla polskich zespołów od 14 lat. No właśnie, to już 14 lat.
Tylko co Legii dała ta Liga Mistrzów? Albo Widzewowi? Nic. Kompletnie nic, wyłączając wyraźny zastrzyk gotówki, która to później przepadła w rękach mniej lub bardziej odpowiedzialnych właścicieli klubów. Po tamtym zespole z Łazienkowskiej nie zostało kompletnie nic. Jest nowy właściciel, rośnie nowy stadion za miejskie (czyli wszystkim mieszkańców Warszawy) pieniądze, zawodnicy nawet w połowie nie dorównują umiejętnościom gwiazdom Legii z czasów występów w LM. Trenerzy nie ci sami (może poza Lucjanem Brychczym), zawodnicy tym bardziej. Ówczesny trener Legionistów- Paweł Janas, zdążył zaskarbić sobie sympatię kibiców jako trener pierwszoligowego Widzewa, jak również rozzłościć pół Polski jako selekcjoner naszej kadry. Legia zaszła w LM daleko. Widzew miał trochę mniej szczęścia (a może umiejętności). Jednak Wisła była blisko w meczu z Panathinaikosem, ale akurat sędzia nie sprzyjał, bo nie uznał prawidłowo strzelonej bramki przez Marka Penksę. Później Wisła była już tylko dalej od najlepszych rozgrywek klubowych na świecie.
Co do Ligi Mistrzów. Znajomy kiedyś mi powiedział, że w tych rozgrywkach nie zobaczymy polskiego zespołu do czasu, aż w polskiej lidze będzie korupcja. “Bóg nam nie pozwoli na uczestniczenie w gwiazdorskich rozgrywkach zespołów, które wywodzą się ze skorumpowanej ligi. To inna kultura, inna epoka”. Roześmiałem się delikatnie, bo na przestrzeni wieków wiele było sytuacji, afer mniejszych lub większych związanych z Ligą Mistrzów i rozgrywanymi w niej meczami (nie zawsze czystymi), ale co się będę kłócić.
Dlaczego o tym wspominam. Bo mam dość oglądania Legii Warszawa, Wisły i Lecha tylko na krajowym podwórku. Wiecznych kopanin nad kopaniny, gdzie hitem ligowym z reguły nazywane jest każde spotkanie między zespołami z tzw. Wielkiej Trójki, a same mecze przypominają katorgę! ŁUB,BĘC,KOP,ŚWIST,ŁUBUDU! I oczywiście okrzyki trenerów: “WYJAAAAZD z tą piłką!!”. My (w sensie kibice) tylko się niezdrowo podniecamy marnymi widowiskami, bramkami, które padają co tydzień w każdej lidze świata, na różnych kontynentach. Jaramy się ligowymi meczami, które, gdyby wyłączyć głos w TV i “wyciszyć trybuny” można by uznać nie za piękne widowiska, tylko za element okrutnych tortur.
A jeśli chodzi o występy w Lidze Mistrzów, to pamiętam wspaniałe występy Widzewa w tych rozgrywkach i niezapomnianego Marka Citkę. Poniżej na filmiku bramki z tamtego okresu.
Kiedy w końcu zobaczymy polskie (w wymiarze klubowym) bramki w Champions League?
P.S. Zeszłoroczna wpadka Wisły Kraków w eliminacjach Ligi Mistrzów z Levadią Tallin przypomniała mi jeszcze jeden mecz. Widzew Łódź-Neftczi Baku. Drużyna wicemistrza(lub mistrza, nie pamiętam dokładnie) Azerbejdżanu przyjechała w 1995 roku do Łodzi po łagodny wymiar kary, a wróciła do domu z bagażem ośmiu bramek. Nie strzeliła żadnej. W Baku Widzewiacy wygrali 0-2. A Wisła 13 lat później odpadła z Levadią…