Rate this post

Czasami mam wrażenie, że dziennikarze z Gazety Wyborczej, szczególnie Ci z działu sportowego, minęli się z powołaniem i powinni pracować jako kronikarze w jednej ze stołecznych bibliotek. Jak można bezsensownie produkować taką liczbę tekstów o jednej sprawie? Przecież w normalnej gazecie do dziennikarza podszedłby sekretarz redakcji, tudzież redaktor i wymierzył Staruchowego liścia z pytaniem: „Czy Ty nie masz innych tematów?” Naprawdę zaskakujące to, jak można wyprodukować w ciągu 4 dni kilkanaście przeróżnych artykułów na temat tej samej sprawy. No ale jeśli jest przyzwolenie na mielenie jednego tematu od „góry”, to tak to wygląda.

Fascynująco zatem muszą wyglądać kolegia redakcyjne na Czerskiej.

– Macie jakieś pomysły na artykuły?
– Ja mam! Napiszmy o Rzeźniczaku i Staruchu! proponuję tytuł: „Piłkarz uderzony przez kibola!”
– Dobre, ale to jeszcze nie to…
– To napiszmy „pobity”.
– O, to już coś! Ktoś ma inny pomysł?
– Tak, ja. Proponuję napisać o Staruchu, kim jest, skąd się wywodzi, co robi na Legii.
– Świetnie! Do tego wstawimy film, jak ochrona odciąga go od Rzeźniczaka.
– Znakomite!
– Jeszcze jakieś pomysły…?
– Napiszmy o tym, że taka sytuacja na Legii to nie pierwszyzna, wspomnijmy Wilno!
– Rewelacja!

i tak w kółko. Dzień w dzień, numer w numer. w pewnym momencie można było odnieść wrażenie, że portal sport.pl to nie serwis sportowy, tylko jakieś elektroniczne kroniki ze związku Starucha z Legią. A kogo w Polsce to tak naprawdę obchodzi? No właśnie.

źródło:lechia.net
Nie chcę bronić Piotra. Zrobił źle i poniósł tego konsekwencje. Jednak zarówno on, jak i Kuba Rzeźniczak wydali stosowne oświadczenie mówiące o tym, że obaj działali pod wpływem emocji i sytuacja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Klub odwiesił gniazdowemu zakaz stadionowy (w zasadzie nie miał wyjścia) a kiedy spojrzy się na to zdjęcie (po prawej) wydaje się, że sprawa jest zakończona. Ale nie w Gazecie Wyborczej. Walka z „kibolami” trwać musi, muszą być na portalu kliknięcia, bo redaktor i dziennikarz muszą dostać wierszówki. Można zaryzykować stwierdzenie, że gdyby nie kibole, to dziennikarze GW przymieraliby głodem. Szkoda, że swoimi problemami próbują zainteresować wszystkich naokoło.

Szanowni Panowie dziennikarze. Żałuję, że z taką samą zaciekłością nie interesujecie się korupcją w polskiej piłce, albo krytyką PZPN i Ekstraklasy S.A. które są współwinne poziomu polskiej piłki. Interesują was za to tematy mało istotne, ale z Waszego punktu widzenia przynoszące większe korzyści (w postaci liczby odsłon stron, co przekłada się na konkretne pieniądze od reklamodawców). Dla Was liczy się tylko zysk, a po ostatnich „aferach” poznał się też na Was zarząd Legii.
W mojej szkole o takich osobach mówi się „dziennikarzełki”. Ze sportowym pozdrowieniem.